Kredyt mieszkaniowy Blog

17.10.11

Duży apetyt na mieszkaniowe kredyty frankowe, ale banki zakręcają kurek

W drugim kwartale 2011 roku klienci zaciągnęli w bankach kredyty frankowe na ponad miliard złotych. Amatorów kredytów w szwajcarskiej walucie byłoby pewnie więcej, ale banki radykalnie zaostrzyły kryteria dostępu. Od września 2011 roku kredyty frankowe stały się w końcu dla przeciętnie zamożnego klienta niedostępne.


Eksperci od rynku kredytowego podpowiadali, że przy kursie franka między 3,30 zł a 3,50 zł zaciągnięcie kredytu hipotecznego we frankach  jest najbardziej opłacalne. I choć kurs franka na kilkanaście dni poszybował jeszcze w górę, przekraczając nawet barierę 4 złotych, wszystko wskazuje, że mieli rację: kurs szwajcarskiej waluty wrócił do poziomu ok. 3,60 zł, co przy rekordowo niskim oprocentowaniu (LIBOR 3M to 0,01 proc.) sprawia, że kredyty frankowe są wyjątkowo opłacalne – bo w przewidywanej perspektywie szwajcarska waluta, jako jedna z najmocniej przewartościowanych na świecie, powinna tylko tracić. O takim scenariuszu myślą zresztą sami Szwajcarzy. Każdy spadek wartości franka oznacza dla klienta czysty zysk – bo spadnie również wartość jego kredytu.


Miliard złotych kredytów frankowych to najlepszy wynik od jesieni 2009 roku (wówczas banki pożyczyły 1,23 mld zł we frankach). Część kredytów zaciągnęli klienci, refinansujący kredyty złotowe, zaciągnięte w 2009 roku, przy wyjątkowo wysokich marżach, które w połączeniu z rosnącym oprocentowaniem (w ciągu pierwszych miesięcy roku stopy wzrosły o cały punkt procentowy) stanowią coraz większe obciążenie dla portfeli kredytobiorców.


Problemem jest jednak nikła podaż kredytów we frankach. We wrześniu udzielały ich tylko Nordea i BPH – pierwszy bank na 90 proc. wartości nieruchomości, drugi – na 80 proc. Marża to 2,75-3,2 proc. Kredyty frankowe ma jeszcze w ofercie PKO BP (marża – 6 proc.!) i Deutsche Bank – ale tylko dla klientów z dochodami netto od 50 tysięcy złotych miesięcznie.


Dlaczego banki tak gwałtownie przykręciły kurek z frankami? 


Z jednej strony nie da się ukryć, że wahania kursu franka mogą pociągnąć za sobą problemy kredytobiorców. Ostrożność banków jest więc pozornie uzasadniona. Pozornie, bo największe ryzyko ponoszą przecież klienci, którzy zaciągali kredyty frankowe w latach 2006-2008, gdy kurs szwajcarskiej waluty oscylował wokół 2 złotych – i banki udzielały ich chętnie, niemal każdemu, z marżą nawet poniżej 1 procenta, nie ostrzegając o ryzyku związanym z możliwym i prawdopodobnym umacnianiem się franka.


W tej chwili udzielanie kredytów frankowych jest po prostu dla banków nieopłacalne – poszczególne banki wycofują kredyty w CHF ze swojej oferty - patrz mbank, MultiBank, BPH, bo z dużym prawdopodobieństwem muszą zakładać, że przy utrzymaniu stosunkowo niskich stóp procentowych w Szwajcarii i spadającym kursie franka na takich kredytach zarobek byłby minimalny.

Etykiety: , ,